Lubliniec - Ocalić od zapomnienia

Wspomnienie - Bogdan Orlicki

Wspomnienie wieloletniego pracownika Szpitala Psychiatrycznego w Lublińcu - pana Filipa Kaczmarczyka o Bogdanie Orlickim.

Bogdan Orlicki był pierwszym stażystą po objęciu szpitala przez władze polskie. Jego ojciec (Feliks Orlicki) był pierwszym burmistrzem w Lublińcu, w tym okresie. Był wdowcem. Po paru latach przeniósł do Tychów (po 12 latach). Syna powierzył dr Ratce (prawdopodobnie na około miesiąc i to wakacyjny - Bogdan był wtedy studentem, Feliks Orlicki wyjechał z Lublińca w lipcu 1934r., zaś w sierpniu tegoż roku opuścił Lubliniec dr Ratka), chociaż tak naprawdę, opiekę nad młodym Orlickim sprawowała małżonka doktora. Bogdanowi Orlickiemu nie wolno było bez jej wiedzy wieczorem wychodzić na miasto. Dla zabicia nudów przychodził wieczorami do mieszkania państwa Ratkich na brydża. Przed udaniem się na spoczynek głosił się telefonicznie, życząc dobrej nocy. Tu chciałbym opisać jedno wydarzenie związane z doktorem Orlickim.


Bogdan Orlicki z ojcem Feliksem w Lublińcu w 1933r
w drodze do kościoła

Pewnego popołudnia otrzymałem propozycję, żeby pójść z nim (Orlickim) wieczorem do Greinerta (prowadził on w Lublińcu restaurację z pysznym jedzeniem na rynku), na golonko, a chciał to zrobić bez rozgłosu. Byłem po skromnej kolacji - kartofle z siadłym mlekiem, gdy zadzwonił do mnie: "Panie Kaczmarczyk - pójdziemy na wizytę?". Zgodziłem się. W domu powiedziałem, że wizyta będzie dłużej trwać. Przeleciałem wszystkie oddziały, zapowiedziałem żeby do domu nie dzwonić, aż sam zgłoszę, bo był zwyczaj, że w każdym wypadku musiał nadpielęgniarz na miejscu stwierdzić potrzebę i zadecydować, a dopiero w wypadku ważniejszem prosić o decyzję lekarza. Zasiedziałem się w mieszkaniu dr Orlickiego. Musiałem też zjeść jego obfitą kolację. Następnie Orlicki zadzwonił do dr Ratki, życząc mu dobrej nocy i wreszcie wyszliśmy niepostrzeżeni przez nikogo drogą okrężną przez folwark. Na miejscu były wspomniane golonka, które pozwolono mi zabrać ze sobą. Na deser była lampeczka dobrego wina i już trzeba było wracać, bo godzina 22 - policyjna (była to godzina - po której w lokalu nie wolno już było podawać alkoholu i lokal powoli był zamykany, godzina ta była różna w zależności od lokalu: inna dla restauracji, inna hoteli, inna dla wyszynków).


Lubliniecki rynek i restauracja Greinerta (druga kamienica od lewej strony)

Grupka idących przed nami, zaintonowała piosenkę "My są chłopcy co się nie boimy" (jedna ze zwrotek piosenki "Już zachodzi czerwone słoneczko"), a tu już kontrol policji za plecami. Drogą okrężną przez płot dotarliśmy niepostrzeżeni przez nikogo do domu. Całe zajście tego pięknego wieczora było ścisłą tajemnicą - dopiero dzisiaj je na potrzeby tych wspomnień wyjawiam. Minęły długie dni od wspomnianego wieczora. Dr Orlicki był w tym czasie na praktyce w Kobierzynie (podkrakowska wieś, gdzie mieścił się Zakład dla Umysłowo i Nerwowo Chorych). Naraz wzywa mnie dr Ratka. W gabinecie byli już dr Bardzik i dr Rezacz. Dr Ratka zaczął wyzywać nas: Niedołęgi! Po co ja Was tu mam! Nic nie widzicie! Ja mam za Was wszystkiego doglądać! Tłumaczenie nie miało posłuchu. Rozżaliłem się. Po chwili wyszedł (Ratka) i energicznie zawołał: Kaczmarczyk idziemy na wizytę. Spodziewałem się, że się będzie chciał wyładować na mnie. W milczeniu doszliśmy na most, drogą do folwarku. Zatrzymał się. Nie przeprosił za poprzedni wybuch i łagodnie zaczął pytać: Powiedz mi, jak to wtedy było u Greinerta. Odpowiedziałem: Ja przepraszam pana prymariusza, ta sprawa miała być tajemnicą i nie chcę jej wyjawić. Na to doktor Ratka: Ja wiem o wszystkimi, chcę żebyś mi całe to zajście powtórzył. Chodziło mu o to, czy względnie ktoś nas widział i czy komuś o tym opowiadałem. Po wysłuchaniu wszystkiego - poklepał mnie po ramieniu i powiedział: Z Tobą można iść konie kraść. Chciałem się dowiedzieć od doktora, skąd miał tą wiadomość. Odpowiedział, że Orlicki tajemnicę sam mu wyjawił, a mnie wystawiono tylko na próbę.

Po drugiej wojnie światowej dr Orlicki objął dyrektorstwo w Dziekance, po uchodzącym Ratce. Później przeniesiony został do Zakładu Psychiatrycznego w Branicach (województwo opolskie, także na stanowisko dyrektora). Po pewnym czasie wrócił do Dziekanki na stanowisko dyrektora d.s. lecznictwa. Później przyjeżdżając w odwiedziny do ojca w Tychach (Feliks Orlicki zmarł w 1952r.), nie omieszkał odwiedzić naszego szpitala w towarzystwie żony - w jej nowym wartburgu.


Bogdan Orlicki wraz z synem Wojciechem,
podczas odwiedzin u ojca w Tychach w 1950r.

Miłe wspomnienia po Dziekance pozostały z wycieczki w 1962r., gdzie "obozowaliśmy" w tamtejszym szpitalu i dr Orlicki z rodziną towarzyszył w naszych wypadach wycieczkowych, a wieczorem w miłej pogawędce w jego mieszkaniu.

Biogram Bogdana Orlickiego, opracowany na podstawie materiałów otrzymanych od rodziny.

Bogdan Julian Orlicki urodził się 9 stycznia 1905r. w rodzinie kupieckiej - Feliksa Orlickiego i Stefani z domu Maciejewskiej w Pyskowicach (wówczas Peiskretscham). Szkołę powszechną skończył w Pyskowicach, zaś do gimnazjum uczęszczał do Gliwic. W szkole aktywnie udzielał się w Kole Gimnazjastów Polskich (wraz z Jerzym Ziętkiem i Felicjanem Klonowskim). Jako, że ojciec Feliks Orlicki - był aktywnym działaczem Plebiscytowym, także i Bogdan uczestniczył w pracach Komitetu Plebiscytowego na powiat Gliwicki (którego agendy częściowo mieściły się w jego rodzinnym domu). Zajmował się pracami biurowymi, tłumaczył na francuski pisma Komitetu, brał udział w rozmowach z oficerami francuskimi jako tłumacz, czy doręczał dokumenty władzom francuskim. Podczas III Powstania został pobity, w efekcie czego ojciec Feliks, wywiózł z miasta rodzinę (wraz z Bogdanem), po czym wrócił do Gliwic. Po zakończeniu Powstania, Bogdan Orlicki uczęszczał do Gimnazjum w Pszczynie - zaś, maturę zdał w Katowicach (28 czerwca 1923r.).


Feliks i Bogdan Orliccy

Następnie wraz z rodziną przeniósł się do Lublińca, gdzie od listopada 1922r. jego ojciec pełnił funkcję burmistrza komisarycznego, a od września burmistrza Lublińca. Mieszkał wówczas przy Placu 3 Maja pod numerem 3.


Państwo Orliccy w Lublińcu w 1926r.


Kamienica na rogu Rynku i Placu 3 Maja
- na piętrze której do 1933r. mieszkali państwo Orliccy

Właśnie po wyborze na stanowisku burmistrza -  Feliksa Orlickiego, Bogdan zdecydował się na studia medyczne, które rozpoczął w 1926r. na Uniwersytecie Poznańskim, a podczas których odbywał praktyki w Lublińcu w Zakładzie Psychiatrycznym oraz Szpitalu Powiatowym, a także w Szpitalu Psychiatrycznym w Dziekance.

W tym ostatnim podczas II wojny pracował jako laborant. Po wojnie do 1952r. był lekarzem "Dziekanki". Dyplom lekarza uzyskał w 1945r. zaś specjalizację w zakresie chorób umysłowych w w 1950r. Mianowany dyrektorem Państwowego Szpitala dla Nerwowo i Chorych Psychicznie w Branicach w 1952r. Funkcję tą pełnił tylko rok, gdyż na własną prośbę wrócił do "Dziekanki" na poprzednie stanowisko - czyli ordynatora szpitala.


Bogdan Orlicki - trzeci od prawej, w 1960r.
wśród personelu Szpitala Psychiatrycznego w Dziekance

W Gnieźnie Orlicki nie tylko pracował w "Dziekance", był także lekarzem: Poradni Zdrowia Psychicznego w Gnieźnie i we Wrześni, Stacji Pogotowia Ratunkowego, Miejskiej Przychodni Rejonowej i Kolejowej Przychodni Lekarskiej. Od 1970r. pracował już wyłącznie w Szpitalu Psychiatrycznym. Aktywnie udzielał się jako członek Polskiego Czerwonego Krzyża. Jako lekarz był zawsze chętny do pomocy, ofiarny i cieszył się zaufaniem swoich pacjentów.

Bogdan Orlicki zmarł 9 lipca 1983r. i został pochowany w Gnieźnie.

Na podstawie:
Pamiętnik - Filip Kaczmarczyk
Archiwum rodzinne Orlickich - Małgorzata Orlicka