Lubliniec - Ocalić od zapomnienia

1 września wg. Teodora Musioła

Poniżej zamieściłem wspomnienia z dnia 1 września 1939r. zamieszczone przez Teodora Musioła (w latach 1937-39 pracownika Inspektoratu Oświaty w Lublińcu), w książce "Listy z Dachau". 


Teodor Musioł - autor wspomnień

"Noc z 31 sierpnia  na 1 września 1939r była i gwieździsta. Tylko nieliczni wiedzieli, że była to ostatnia noc pokoju. Spędziłem ją prawie bezsennie. Zdrzemnąłem się nieco dopiero po północy. Obudziły mnie wybuchy pocisków z moździerzy.

Żona spojrzała przez okno na ulicę. Patrzyła tak przez kilka sekund. Następnie twarz jej wykrzywiła się, wyrażając takie przerażenie, jakiego nie widziałem nigdy przedtem i nie zobaczyłem nigdy potem.

- A więc zaczęło się - pomyślałem, spoglądając odruchowo na zegarek. Była 4.25 (...)

Zapakowałem najkonieczniejsze drobiazgi i wybiegłem na ulicę. Szedłem w stronę koszar. Na rogu ulicy Dworcowej i Powstańców, na której mieszkałem pod numerem 13, z okien niemieckiego domu ewangelickiego strzelali do mnie hitlerowcy z V kolumny, na szczęście bez rezultatu. Ukryłem się za drzewami na cmentarzu. Drogą okrężną udało mi się dobrnąć do pułku z myślą, że każda para rąk do czegoś się może przydać.

 
Budynek gminy ewangelickiej, z którego strzelano do Teodora Musioła, rankiem 1 września

Koszary położone w lesie na południowym krańcu miasta Lublińca, wydawały się puste. Wojsko wymaszerowało już na pozycje. Dowództwo 74 Górnośląskiego Pułku Piechoty z pułkownikiem Wacławem Wilniewczycem rozłożyło się w lesie sosnowym na niskim pagórku w pobliży Jawornicy. Pierwszy batalion zajął południowo-zachodni pas przygraniczny od Kokotka poprzez Kośmidry, Pawonków, aż do Lubecka i umocnienia wokół Lublińca, drugi rozlokował się w rejonie Boronów Koszęcin, a trzeci obsadził północną granicę powiatu wzdłuż Liswarty od wsi Pawełki poprzez Lubockie, Łebki, Taninę do Koloni Lisowskiej. Na miejscu pozostała jedynie kampania wartownicza, pluton łączności i dowództwo I batalionu z Józefem Pelcem.

Pelca poznałem na uroczystości pułku w dniu 2 października 1937r. Kierowałem wówczas oświatą pozaszkolną w powiecie. Współpracowałem z nim. Zawsze okazywaliśmy sobie nawzajem daleko idącą pomoc. Był to oficer prawie czterdziestoletni, niski, barczysty, o dużych niebieskich oczach, twarzy zamyślonej, stanowczy, nieugięty i zdecydowany, przyjaciel słynnego podpułkownika Lisa-Kuli.


mjr. Józef Pelc

Poranek niósł z sobą chłodny wietrzyk oczekiwania. Koszary bez wojska i tego charakterystycznego gwaru żołnierzy robiły wrażenie miejsca wymarłego. Rozmawiałem z wartownikiem, gdy w bramie koszar ukazał się major Pelc. Wracał z objazdu stanowisk poszczególnych jednostek swojego batalionu. Po przywitaniu obaj udaliśmy się na dziedziniec, gdzie zebrali się żołnierze kampanii wartowniczej. Prezentowali się dziarsko, choć na twarzach malowało się zmęczenie i przygnębienie. Tej nocy chyba żaden z nich nie przespał. Świadomość, że kiedy nadejdzie dzień zostaną napadnięci przez Niemców, że za kilka godzin niektórzy z nich nie będą żyć, zapewne nie pozwoliła im zmrużyć oka aż do rana. Wyruszyli na wyznaczone pozycje bojowe. Byli ostatnią kompanią, która opuściła koszary już w czasie wojny.

Zostałem łącznikiem. Od dowódcy Pelca otrzymałem rozkaz dotarcia do punktu dowodzenia z meldunkiem o rozpoczęciu działań wojennych I batalionu. jechałem motocyklem ulicą Sobieskiego koło willi lekarza Szumera, późniejszej siedziby gestapo, w której niebawem miałem się znaleźć, wjechałem na wąską drogę koło więzienia, zostawiłem z boku zakład psychiatryczny, przejechałem rynek obok poczty, tor kolejowy i szosą częstochowską dotarłem do miejsca postoju sztabu pułku w lesie za Jawornicą.

 
Niemiecki samolot nad Lublińcem - 1 września 1939r.

Pułkownika Wilniewczyca znalazłem w magazynach amunicji. Był to potężnie zbudowany mężczyzna z kasztanowatą czupryną, o wysokim czole i nieruchomej twarzy, brązowe oczy patrzyły spokojnie, zimno. Lubił bardzo niewielu ludzi i większość z nich wyczuwała chłód już po paru minutach rozmowy.

- Dołączycie do służby łączności na poczcie w Lublińcu - powiedział na zakończenie krótkiej rozmowy.


Pułkownik Wacław Wilniewczyc

O ile pamiętam, w drużynie łączności było około 15 do 18 osób. Spotkałem tam znajomych nauczycieli z Lublińca: Jana Galona i Alfreda Piechotę. Grupka łączników wydawała się zagubiona i oderwana od jednostek bojowych pułku. Poprzez nieustanny terkot telefonów słuchałem głosów pojedynczych ludzi. Pojedyncze słowa wybijały się z ogólnego szmeru, by po chwili znowu w nim zginąć. Z każdego kąta hali dobiegały inne rozmowy, głos dowódcy był słabo słyszalny i denerwujący. Więc słuchajcie - wołał - żebyście się nie pogubili, jak zbliży się nieprzyjaciel. Trzymać się razem, to najważniejsze.

Starałem się obojętnie przyjmować wszystko co działo się wokół mnie. Nie mogłem sobie uzmysłowić, że to wojna. Czy to naprawdę wojna? Ale nogi mi dygotały, kiedy głośniejszy wybuch wprawiał w drżenie szyby w oknach hali pocztowej. Poczułem się nieswojo (...). W pobliżu rozległ się ostry wybuch. Byli zabici i ranni. Usłyszałem tylko ogłuszającą eksplozję. Ziemia pode mną zadygotała. Szyby z okien powypadały. Nie czas na wspomnienia - pomyślałem. Westchnąłem  i lęk uleciał wraz z westchnieniem. Nie bardzo zdziwiłem się nawet, gdy usłyszałem, że Niemcy otaczają Lubliniec (...).


Oficerowie niemieccy - przed budyniem poczty,
w której znajdowała się 1 września 1939r. drużyna łączności

Niedługo broniliśmy miasta. Tylko cztery godziny. Płonęły drzewa obok koszar, a pojedyncze, zabłąkane pociski podpaliły składy węgla na dworcu kolejowym. Nieopodal poczty coś się zapaliło i za tą jasnością daleko w tyle wieża wodna wyłoniła się z korony karmazynowego dymu. Pomyślałem o żołnierzach obserwatorach. Może zginęli, a może wycofali się na czas. W głębi miasta płonęła księgarnia Liberdy (Liberskiego - przyp. własny). Dwa lub trzy pociski wybuchły na ulicy przed pocztą. Wymyślam przez telefon. Ze stanowisk dowodzenia nikt nie odpowiada. Prawdopodobnie zostały opuszczone. Łącznicy nie wracają. Na pewno przepadli. Z osiemnastu łączników zostało siedmiu.


Leje po bombach, oraz wojska niemieckie, w tle wieża wodna

Pierwsze oddziały zmotoryzowanych wojsk niemieckich pojawiły się w Lublińcu już o godzinie ósmej od strony Kokotka. Później zaatakowały wielokrotnie z kierunku Pawonkowa i Glinicy, ostrzeliwując miasto z artylerii i samolotów. Nasze oddziały były w odwrocie. Opór stawiały pojedyncze stanowiska obrony. Skuteczny ogień prowadzony był między innymi z dachów zabudowań klasztornych ojców Oblatów. Ostatnią walkę stoczono na terenach rzeźni we wschodniej części miasta. W południe było już po wszystkim. Na wyraźny rozkaz generała dywizji Janusza Gąsiorowskiego, major Pelc wycofał ostatnie swoje oddziały. Dłużej Lublińca bronić już nie można było.


Żołnierze niemieccy wkraczający do Lublińca, ówczesna ulica Zamkowa

Zagapiłem się na poczcie z kilkoma łącznikami. Niemcy o nas nie wiedzieli. Na wojnie nic się czasem nie wie, prócz tego co się widzi, rozwoju wypadków można się tylko domyślać. Gdy nie strzelają, wydaje się, że jest spokój, a gdy zaczną bombardować, jest pewne, że to początek natarcia. Ani rusz nie mogłem przyzwyczaić się do ostrzeliwania artyleryjskiego. Po raz pierwszy oglądałem front. Kompletnie straciłem głowę i orientację. Byłem złym łącznikiem. Wszystko robiłem niedobrze, przeszkadzałem innym. Największy błąd polegał na późnym przekazywaniu meldunków, co zmieniło plany operacyjne pułku. Innych błędów nawet nie potrafię wymienić, ale zapewne popełniłem ich więcej.

Pocztę opuściłem po południu. Polnymi ścieżkami i leśnymi dróżkami wycofałem się w kierunku stanowiska dowodzenia pułkiem w lesie pomiędzy Jawornicą, a Kochanowicami. Po polnej drodze spotkałem rannych, wlekli się pojedynczo. Wpadłem w nastrój smutnej refleksji. Zacząłem nagle wszystko rozumie, pojmować moje dotychczasowe pragnienia, które przekreślała wojna. Wspominałem moje powroty z objazdów świetlic gminnych w późne wieczory. Wchodziłem do domu, żona witała mnie uśmiechem, jadłem obiad czy kolację, dom pachniał czystością, tchnął radością - przyciągający dom, w którym wszyscy byli sobie bliscy, chętni. Zacząłem żałować tego, co traciłem (...)."


Żołnierze 74 gpp - jeńcy, 1 września 1939r, Glinica

Na podstawie:
Listy z Dachau - Teodor Musioł
Odział Wydzielony "Lubliniec" - Adam Kurus
Lubliniec - 1 września 1939r.  - Marian Berbesz