Lubliniec - Ocalić od zapomnienia

Bażanty, głuszce i cietrzewie


Gromadka spłoszonych mą obecnością bażantów, zerwana do truchtu w zarośla, nasunęła mi na myśl prócz radości ze spotkania, refleksję gorzko smutną. Przywołałam wspomnienie o trzech Małych Rycerzykach Wiosny, leśnych kurakach, dzikich kurach, jak były też nazywane: cietrzewiach, głuszcach i bażantach, z których słynął Kokotek i leśna okolica. Dla tokowisk i cietrzewisk jeszcze 100 lat temu, goście licznie odwiedzali hrabiowski majątek w Lublinieckich Borach.


Głuszec - Puszcza Solska

Jedni na sympatyczne podglądanie ptasich wojowników w ich staraniach o partnerkę, drudzy niestety, aby w strzelaniu niezdrową mieć podnietę. Czaili się nad ranem w niskich zaroślach i obserwowali gdy na łąki śródleśne, mokradła czy na wrzosowiska, z mgieł wiosennych wyłaniały się czarne, jak noc kuraki, z lśniącą metalicznie granatową poświatą. W leśnej ciszy drepcząc dookoła, mierzyły się na głosy z innymi kurami, pusząc się i w wachlarz piór dostojnych, swój ogon w kształcie liry rozpostarłszy, zaczynały pierwotny taniec i koncert godowy. Cietrzewie. Coraz drobniej nóżkami przebierając ku środkowi polany, pochylając się, głos jak zgrzytanie, zwany czuszykowaniem wydawały. Brwią czerwoną, tzw. różą, groźnie nabrzmiałą, pod którą oko wyraźne, na przeciwnika łypały, głowę zadzierając w dźwięku bulgotania (bełkotania), co gruchanie gołębia, lub wrzenie wody w garnku przypominało i donośnie po cichym lesie się roznosiło. Pozycję strategiczną na środku cietrzewiska najlepszy zdobywał, wokół kilkanaście innych się skupiało, a na obrzeżu młodzież się przyglądała, jak to stare wygi nic to, że pozorowane, boje wygrywają. Temu najlepszemu naprzeciw z cienia wychodziła cieciorka, samiczka niepozorna i jakby z tłem zlana. Widać, że inaczej niż dzisiejsze panny, wolała mieć mądrzej w głowie, niż pstrokato „na sobie”, bo nie tylko, że mniejsza, ale i szaro-buro ubarwiona. Lecz to właśnie ona wybierała tego naj, naj najlepszego. Krótkie umizgi, w mroku spotkanie i już ze zmierzwionymi piórkami na powrót w cień uciekała. Tam gdzie cietrzewie, tam i głuszce w sąsiedztwie. Częstokroć się parowały i z tych mezaliansów wykluwały się jeszcze inne kuraki, skrzekotami zwane. Mieszanka genów i cech zewnętrznych równo podzielonych od mamy i taty. Niestety z wadą bezpłodności na świat powoływane.


Cietrzew - Karkonoski Park Narodowy

Gdyby wziąć niewielkie suche, z kory obrane, dwa patyki i uderzając je o siebie utworzyć dźwięk, to okazałoby się, że świetnie naśladujemy głos dorosłego głuszca, zwany klepaniem, które gdy wykonywane w szybszym tempie, zwano trelowaniem. W swym repertuarze, że to kogucik był wojowniczy, wolny duch i z ułańską wnet fantazją ptaszysko, to i korkował głosem, wydając dźwięk, jakby z szampana korki strzelały. A gdy głowę zadzierał do góry to „szlifował” powietrze głosem i w tej pozie na 3 sekundy zamierając, słuch tracił i stawał się kompletnie głuchy, co myśliwi okrutnie wykorzystywali, strzelając do tokującego, bezbronnego na środku polany. Dziś, cóż. To opowieść dawna, bo już te piękne leśne kury wystrzelane, z przetworzonej ludzką ręką przestrzeni przegonione, nieliczne tak okrutnie, że grozi im całkowita zagłada. Nie ma ich dawno na kokociańskich leśnych łąkach i przecinkach. A spoglądając na te polan przestrzenie wyobraźmy sobie te egzotycznie cudne leśne kury, choć na moment, jak nad ranem nad łąkami podfruwają. Wydaje się uprawnioną niestety teza, iż człowiek najokrutniejszym jest drapieżnikiem. Ale niekiedy…niektórzy… po rozum sięgają i… Gdzieś w Polsce leśnicy w sztucznych hodowlach przywracają naturze to, co przodkowie tak samolubnie i ze szkodą dla nas roztrwonili. My, tu w Kokotku o cietrzewiach i głuszcach już nie pamiętamy. Ach jaka to niepowetowana strata. Co nam pozostało? Jedynie oglądanie przyrody przez szklany ekran telewizora.


Bażant - lasy tarnogórskie

Tekst:
Elżbieta Sokołowska

Zdjęcia:
Grzegorz Leśniewski - głuszec
Roman Rąpała - cietrzew
Katarzyna Pyka - bażant