Lubliniec - Ocalić od zapomnienia

Tragedia Górnośląska - Lubliniec

Tragedia Górnośląska rozpoczęła się w styczniu 1945r. gdy na Górny Śląsk wkroczyła Armii Czerwona. Wobec mieszkańców regionu żołnierze radzieccy dopuszczali się represji, grabieży czy gwałtów. Od lutego rozpoczęła się także deportacja Górnoślązaków do Związku Radzieckiego, gdzie trafiali przeważnie do kopalń węgla i fabryk zbrojeniowych, oraz wysiedlenia Ślązaków uznanych za Niemców do stref okupacyjnych Niemiec. Efektem wywózek były obozy przejściowe i obozy pracy.
Tego losu nie uniknęli mieszkańcy powiatu lublinieckiego i to mimo tego, że w latach 1922-1939 tereny te należały do Rzeczpospolitej, a jej mieszkańcy byli obywatelami polskimi. O wydarzeniach jakie rozegrały się wiosną 1945r. na terenie Lublińca i okolic ciągle wiemy za mało. Poniżej zebrałem to co udało mi się znaleźć.
 
Opisaniem obecności i działalności Armii Czerwonej na ziemi lublinieckiej w latach 1945-1946, oraz opracowaniem  historii związanej z aresztowaniami i wywózkami mieszkańców naszego regionu (było ich 739) w 1945r. - podjął się Sebastian Ziółek, tworząc bardzo szczegółowy artykuł zamieszczony w dwóch numerach Ziemi Lublinieckiej. Zapraszam do zapoznania się z nim

By go pobrać - kliknij poniżej
 
Walki o Lubliniec pomiędzy oddziałami Niemieckimi a wojskami 1 Front Ukraińskiego rozpoczęły się 19 stycznia 1945r. Rankiem 20 stycznia - miasto zostało "wyzwolone". Wkraczający do miasta Rosjanie bynajmniej nie traktowali mieszkańców Lublińca pokojowo. Zdarzały się grabierze, plądrowanie sklepów, podbicia, a nawet gwałty.
 
Tak te chwile wspomina pani Ludwika Gajek: "ta dzicz radziecka, napędzana alkoholem i obietnicami gwałtów i łupu w miejsce żołdu, co rozwalała cały dom. Bestialsko poturbowała naszą służącą Elę, tak że uciekła od nas by schować się u rodziców w Lisowicach. Moja mamę zawlekli pod ścianę stodoły, ja za nią, mój mały brat, choć nic nie rozumiał zaczął beczeć aż posiniał. I ja zaczęłam głośno płakać. Ciocia Jadzia rzuciła się do mamy i stanęła przed nią. Ze stajni wybiegł parobek z widłami. Zaczęli strzelać do niego. Przeżył (...) Mój mały brat miał potem tzw. krempfy, czyli napady skurczów całego ciała i przestał zupełnie mówić, aż do 5. roku życia. Ja zapamiętałam wszystko... Miałam już 9 lat. Potem już przy każdym kopaniu i rąbaniu po drzwiach musiałam na łeb i szyję lecieć po piwnicznych schodach w dół, wcisnąć się do dziury za piekarnikiem. Wciąż nie umiem tego zapomnieć (...)".

Tuż po "wyzwoleniu" w powiecie lublinieckim (powiększonym o dawny niemiecki powiat dobrodzieński) zaczęły się represje w stosunku do osób, które zaliczone zostały przez Niemców do poszczególnych grup narodowościowych (Volkslity).
 
W lutym 1945r. starosta Kutznera w swoim sprawozdaniu z 23 lutego 1945r. pisał: "Podnieść należy, że wojskowe władze rosyjskie dotychczas nie zaprzestały wywożenia chłopów, nie wyłączając Polaków, z gmin tutejszego powiatu, wskutek czego zachodzi obawa, iż w gminach tych zabraknie sił do roboty na polu(...) Z powodu zabrania przez wojsko większej ilości koni, większa część rolników nie posiada ani jednego konia, potrzebnego niezbędnie w gospodarstwie. Również ujemnie wpływa na rolników fakt odbierania im przez wojsko w drodze do mleczarni mleka, które jest przeznaczone dla ludności cywilnej w mieście. Również ujemnie wpływa na tutejszą ludność fakt napływu osób z innych powiatów Polski, zwłaszcza z powiatu częstochowskiego, którzy sieją pogłoski, że ludność tutejsza zostanie wywieziona na Sybir." A ówczesny wicestarosta Suchoń w sprawozdaniu z 20 lutego dodaje: "Zdarzają się jednak wypadki, że żołnierze Związku Radzieckiego, zwłaszcza na miejscach postoju, samowolnie, pod pretekstem przeprowadzenia rewizji, z bronią w ręku, przeszukują mieszkania prywatne obywateli Polaków w sposób rabunkowy, przyczem zabierają wszystko co im się podoba: bieliznę, odzież, żywność(...)."

Zdjęcie poglądowe

 
W 1946r. w Lublińcu powstała Komenda Powiatowa "Lipy" wchodząca w skład największej poakowskiej antykomunistycznej organizacji podziemnej Samodzielnej Grupy Konspiracyjnej Wojska Polskiego "Bory". Jej szef - przedwojenny żołnierz 74 GPP - Wojciech Kosmala tak pisał w swoich raportach o sytuacji tuż po wkroczeniu Armii Radzieckiej: "Ludność Śląska zaliczona przez okupanta niemieckiego do różnych grup Volkslita, była przez U.B i P.P.R szykanowana i maltretowana, a ludzi z pierwszej i drugiej grupy listy narodowościowej wysiedlano z mieszkań, częściowo została wywieziona do obozów pracy, częściowo wywieziona za Odrę, skąd na własną rękę powraca. Tuła się i zamieszkuje u znajomych. Ślązacy 3 i 4 grupy listy narodowościowej współczują braciom i solidaryzują się z nimi, stąd nienawiść do obecnych władz."
 
Tak te chwile zapamiętał mieszkający wówczas w Koszęcinie pana Jan Myrcik: "W Koszęcinie i na całym Śląsku było wówczas takie słowo używane: wywiezienie Niemców. Wywozili. To polegało na tym, że rollwaga, to taki ciężki wóz jak ciągnięty przez konie, jak mniej więcej ten pokój szeroki. Ja widziałem jak ich ładowali, tych ludzi, na tym placu, gdzie przyszła armia wyzwoleńcza 19 stycznia. I wieziono ich do wyszabrowanych nie magazynów, tylko hal fabrycznych lublinieckiego Lentex-u. Wcześniej się to nazywało Spinnerei, tam robili jakieś włókiennicze rzeczy. Tam ich przetrzymywano przez pewien czas, później ładowano do wagonów bydlęcych i wieziono w kierunku zachodnim. Oni przyszli, tak w dziewięćdziesięciu procentach z powrotem, po miesiącu, po dwóch, po trzech, ale już nie mieli swoich domów. Czasem łaskawie nowy właściciel ofiarował im jakiś tam pokoik, a później nawet dochodziło do tego, że oddawano im domy. Było kilka takich przypadków."
 
Warto posłuchać także pani Marii Wolik, mieszkanki Lubecka, która w wywiadzie zarejestrowanym dla Archiwum Historii Mówionej, wspomina lata wojny, wkroczenie żołnierzy Armii Czerwonej oraz obóz w Śpineryji.

By posłuchać pani Marii - kliknij na zdjęcie
 
O samym obozie przejściowym w Lublińcu, mieszczącym się w budynkach Przędzalni (dzisiaj zakłady Lentex) wiadomo niewiele. O pamięć o tych wydarzeniach dba między innymi pan Marian Cyroń, który tak mówi: "Według znanych mi dokumentów w obozie w Lenteksie od końca stycznia do lipca 1945 r. więzionych było ok. 1500 Górnoślązaków i Niemców, także Polaków z terenu ówczesnego powiatu lublinieckiego. Trudno jest określić, ilu jeszcze ludzi było więzionych w naszym więzieniu przysądowym i przez UB w „starym budynku szpitala wewnętrznego”. W tym okresie część z więzionych, w większości mężczyzn, deportowano na roboty do sowieckiej Rosji. Na miejscu pozostały prawie same kobiety i dzieci, których część sukcesywnie rozsyłano do obozów pracy na terenie Śląska. Od połowy lipca tych, którzy pozostali i przeżyli, wywożono w bydlęcych wagonach, w większości przez Poznań do Saksonii. Ci, którzy przetrwali pięciodniową podróż w nieludzkich warunkach, kierowani byli do przepełnionych baraków Czerwonego Krzyża."
 
A pan Juliusz Reclik dodaje: "Wg źrodeł DFK Opole, Autochtony-Ślonzoki i volksgruppe I i II , czyli przede wszyskim łosoby starsze łoroz kobiyty i bajtle, byli za dnia i nocy wywożyni ze swojich chałpow do Przyndzalni, heresztu (tego dzisiejszego) i na UB we "staryj internie" na Żwirki i Wigury. Zaczono sie plondrowanie chałpow i miyszkań Ślonzokow i Niymcow, interesow i śklepow, a we niylicznych przipadkach je plombowali. Chopow i łoroz wojokow, kerzy późniyj wrocali ze angelskich i amerykańskich lagrow, tyż zamykali jak wyżyj, a jak tam niy boło miyjsca, to we wybranych pywnicach. Sond wydowoł wyroki we trybie prziśpieszonym, boła to śmierć abo dugoletnie przimusowe roboty w szpecjalnych łobozach przimuszonyj roboty, abo wywozki do ZSRR. Wiela gospodorzy łostało zabitych we swojich majontkach, wiedzom yno Ci co przeżyli (wg źr. niymieckich i polskich)".

Przędzalnia od strony stawu fabrycznego, gdzie urządzono w 1945r. obóz przejściowy

Słowa te potwierdza kolejny raport Wojciecha Kosmali: "(...) W miesiącach marcu, kwietniu i maju 1945r. U.B wraz z M.O eksmitowało z mieszkań obywateli I i II grupy narodowości niemieckiej(dawnych obywateli polskich). Mieszkania te były zabezpieczone do dalszego opisania. Do mieszkań tych dokonywano włamań, przeważnie w nocy i wykradano ci cenniejsze przedmioty. Ponieważ po godzinie policyjnej ruch uliczny ustawał, opinia publiczna głosiła, że kradzieży tych dokonywało U.B i M.O. Kradziono także w obecności wysiedleńców".

Tak chwile wywózki zapamiętał pan Walenty Rokosa, mieszkaniec Harbułtowic, który wówczas miał 10 lat: "Pamiętam jak Sowieci po nas przyszli. Chodzili po całych Harbułtowicach, kazali zabrać ze sobą coś do jedzenia i stawić się w karczmie u Marchewki, właściciel tak się nazywał. Nie pytali, kto jest Polak, a kto Niemiec, wszystkich nas uważali za Niemców. Wieczorem po nas przyjechali i zawieźli do Lenteksu. W piwnicach przędzalni spędziliśmy 2, może 3 dni. Pamiętam, jak ojciec patrzył przez małe okienko, czy pociągi już po nas przyjechały. Wszyscy się domyślali, że gdzieś nas wywiozą, ale nikt nie wiedział, dokąd. Na pewno gdzieś, skąd już nie ma powrotu. Nie wiem, ile osób było w jednym wagonie, ale było bardzo ciasno. Jechaliśmy 2-3 dni. Pociąg co jakiś czas stał na kolejnych stacjach, a ludzi w wagonach przybywało. Następnego dnia zabrali nas na rynek (Wrocławia) i Rusek mówi: kto chce do Niemiec to w tamtą stronę, Hitler wzywa, a kto miejscowy – wracać do siebie. Nie wszyscy wrócili. My szliśmy ok. 50-osobową grupą. Byli mieszkańcy z Sadowa, Droniowic i Harbułtowic."
 

Zdjęcie poglądowe
Podobne wspomnienia zachowały się w rodzinie pana Tobiasza Świtały, który tak pisze: "Na terenie obecnego Lentexu był w tamtym czasie obóz przesiedleńczy, z którego wywożono Ślązaków traktowanych wówczas jako Niemców czyli wrogi element z Lublińca i okolic. Moi pradziadkowie (Piotr i Anna Gansiniec) za pierwszym razem uciekli stamtąd przez dziurę w płocie i wrócili na swoje gospodarstwo do Harbułtowic. Podczas drugiej fali przesiedleń znowu trafili do obozu (być może nie była to już Przędzalnia) i tym razem zostali wywiezieni do Wrocławia, skąd ponownie wrócili na swoje. W obozie kobiety celowo postarzano różnymi metodami, a dziewczynki próbowano kryć i też robić je nie atrakcyjnymi np imitując jakieś strupy, plamy etc. aby zniechęcić ruskich żołnierzy do gwałtu."

Piotr i Anna Gansiniec - siedzą na lewo od pary młodej,
małżeństwo, ofiary wysiedleń w 1945r.
 
W tym mrocznym i ciężkim czasie zdarzały się też jaśniejsze chwile. Taka miała miejsce za sprawą Augustyna Ulfika, koszęcińskiego harcerza, który w kwietniu 1945 został powołany do Ludowego Wojska Polskiego do Częstochowy. Latem 1945r. gdy podczas przepustki Augustyn przebywał w domu - dowiedział się o losie swoim ziomków-koszęcinian, którzy w częstochowskim wiezieniu czekali na wywózkę na Wschód. Po powrocie do Częstochowy w sobie tylko wiadomy sposób udało mu się wyciągnąć mieszkańców ziemi lublinieckiej z szykowanego transportu. Dopilnował by bezpiecznie wrócili do domu - wraz z nimi pieszo w mundurze podporucznika LWP dotarł do Koszęcina. Nie wiadomo ile w sumie było to osób, z opowieści wynika, że w tej grupie było około trzydziestu koszęcinian. Kilku znanych jest z nazwiska, byli to: właściciel restauracji - pan Lesz, rolnik - pan Sobala, czy piekarz - pan Zuk. Historia pana Augustyna Ulfika przez wiele lat nie była znana, sam Augustyn nigdy się tym czynem nie chwalił. Zmarł w 1994r. Zaś o jego bohaterskim czynie opowiedziała dopiero w 2009r. jego żona Klara Ulfik.

Legitymacja harcerska Augustyna Ulfika

W 2017r. odbył się w Lublińcu pierwszy Marsz Pamięci o Przędzalni. Przemarsz wyruszył z parkingu przy "starym szpitalu wewnętrznym" gdzie mieściło się w okresie powojennym UB, przez miasto pod starą część Zakładów "LENTEX" S.A. Tego samego roku, w czerwcu 2017r. dzięki wieloletnim staraniom takich osób jak panowie Marian Cyroń, Edward Wieczorek, Janusz Buchnat na ścianie Basenu Krytego przy ul. Powstańców Śląskich w Lublińcu odsłonięto tablicę pamiątkową (ufundowana przez samorząd) poświęconą tragedii Górnoślązaków Ziemi Lublinieckiej 1945.


Odsłonięcie pamiątkowej tablicy - 2017r.
 
W 2018r. tablicę uroczyście poświęcił proboszcz parafii Św. Krzyża, ks. Bronisław Jakubiszyn.
 Poświęcenie tablicy pamiątkowej 2018r.
 
Marsze "Pamięci o Przędzalni" odbywają się rokrocznie. Zawsze poprzedza je Msza św. w intencji ofiar, która odprawiana jest w kościele pw. Św. Krzyża.

Organizatorzy VI Marszu "Pamięci o Przędzalni" - 2022r.
 
W styczniu 2024r. ze względu na remont elewacji basenu, tablicę w porozumieniu z fundatorem przeniesiono na pas zieleni biegnący wzdłuż wejścia na basen.
 

Organizatorzy VIII Marszu  - złożyli kwiaty pod tablicą umieszczoną już w nowym miejscu
 
Warto przypomnieć, że w Lublińcu znajduje się jeszcze jedna tablica przypominająca Tragedię Górnośląską, a jest nią zawieszona w 2011r. na ścianie kościoła parafii św. Teresy Benedykty od Krzyża - Edyty Stein w Steblowie, tablica pamiątkowa poświęcona księdzu Karolowi Brommerowi, który urodził się w Steblowie a został zamordowany przez żołnierzy radzieckich, 27 stycznia 1945r. Rosjanie zastrzelili go na schodach prowadzących do piwnicy w domu parafialnym w Zimnicach, gdzie był proboszczem.

Płyta poświęcona Karolowi Brommerowi na ścianie kościoła steblowskiego
 
Na podstawie:
https://www.machteldvenken.com/history/myrcik-jan-transcript.pdf
https://www.facebook.com/permalink.php?story_fbid=1906579902906138&id=1480846755479457
Wspomnienia - Maria Wolik
Archiwum Hufca ZHP Lubliniec
Wspomnienia - Tobiasz Świtała
https://opoka.org.pl/biblioteka/I/IH/gn200907-uflik.html
Adam Dziuba, Podziemie poakowskie w województwie śląsko-dąbrowskim w latach 1945–1947, Kraków 2005
https://lubliniec.naszemiasto.pl/na-scianie-basenu-krytego-w-lublincu-zawisla-tablica/ar/c1-4156464
https://lubliniec.info/artykul/9951/i-marsz-pamieci-o-przedzalni
https://gazetalubliniecka.pl/2018/02/04/uczcili-ofiary-tragedii-gornoslaskiej/
https://lubliniec.naszemiasto.pl/lublinczanie-uczcili-pamiec-ofiar-tragedii-gornoslaskiej/ar/c1-8656647